W piątek sąd ma ogłosić wyrok w sprawie wybuchu gazu w Szczyrku
Do wybuchu gazu doszło 4 grudnia 2019 roku. Zniszczył zupełnie trzykondygnacyjny dom. Ratownicy spod ruin wyjęli ciała ośmiu ofiar, w tym czworga dzieci. Według bielskiej prokuratury okręgowej, do eksplozji doprowadziło przewiercenie gazociągu, który znajdował się pod ulicą.
Proces w tej sprawie rozpoczął się 31 sierpnia 2021 roku. Na ławie oskarżonych zasiadło sześć osób. Trzy z nich są bezpośrednio związane z wykonaniem przewiertu. To Roman D., szef firmy zlecającego go, i dwaj pracownicy, który to realizowali: Marcin S. oraz Józef D. Grozi im 12 lat więzienia. Na pozostałej trójce: Marcinie K., Jakubie K. i Ewie K., ciążą zarzuty nieprawidłowości przy rozbudowie sieci gazowej, nieumyślnego doprowadzenia do katastrofy, fałszowania dokumentacji i podżegania do składania fałszywych zeznań. Grozi im 8 lat więzienia.
Prokurator Lucyna Stebelska w mowie końcowej zażądała: 10 lat więzienia dla szefa firmy oraz 8 i 6 dla pracowników, a także od 5,5 roku do 5 lat i 2 miesięcy dla pozostałych. Wszyscy powinni zapłacić solidarnie wielusettysięczne kwoty za zniszczenia wyrządzone przez wybuch. Jak mówiła, w przypadku trzech mężczyzn – szefa firmy i dwóch pracowników, ich działanie charakteryzowało się niedbalstwem i pośpiechem. Zdecydowano się między innymi na przewiert zamiast nakazanego wykonania wykopu. W przypadku trojga pozostałych mówiła o znacznej liczbie nieprawidłowości, nie tylko przy ułożeniu gazociągu w sposób sprzeczny z projektem i pozwoleniem na budowę, ale także fałszowaniu dokumentów po wybuchu.
Obrona domaga się uniewinnienia swoich klientów. Mecenas Andrzej Herman, który broni szefa firmy zlecającej przewiert, podkreślił w mowie końcowej, iż bezpodstawnie została przyjęta umyślność jego działania. Wskazywał, że na mapach, którymi się posługiwano, gazociąg był zaznaczony jako planowany, a nie jako istniejący. Oskarżony nie miał tym bardziej pojęcia, że mógłby on być wypełniony gazem. Wokół miejsca nie było tabliczek informujących o gazociągu.
Mecenas Marek Krupski, obrońca pierwszego Marcina S., twierdził między innymi, że jego klient nie mógł umyślnie doprowadzić do katastrofy, gdyż nie wiedział o wielu okolicznościach, które wiązały się z wykonaniem pracy. To kierownik budowy wskazał miejsce przebiegu poszczególnych uzbrojeń. Mecenas Stanisław Perucki, adwokat Józefa D., argumentował, że jego klient był jedynie pomocnikiem przy odwiercie i nie decydował o sposobie wykonania prac. Podkreślał, że nie miał on podstaw, żeby przykładowo wstrzymać prace przy przewiercie. Pełnił rolę kierowcy i wykonującego czynności zlecone przez operatora oraz spółkę.
Adwokat Marcin Janik, obrońca pozostałych oskarżonych, występując o ich uniewinnienie, wskazywał, że odpowiedzialność ciąży na wykonawcach przewiertu, a nie tych, którzy wykonywali przyłącze gazowe. Podkreślał, że wystarczyłoby wykonać telefon do spółki gazowniczej, by dowiedzieć się, że gazociąg istnieje i jest napełniony. Mówił też, że gdyby – tak jak mieli to uczynić – wykonaliby wykop, a nie przewiert, to trafiliby na wkopana tam taśmę ostrzegawczą. Ona informuje o tym, że poniżej jest gazociąg. Nie doszłoby do tragedii. (PAP)
Autor: Marek Szafrański
szf/ agz/