reklama
kategoria: Dziecko
27 styczeń 2025

Dzięki popularyzacji urządzeń OCM może zwiększyć się liczba przeszczepów

zdjęcie: Dzięki popularyzacji urządzeń OCM może zwiększyć się liczba przeszczepów / fot. PAP
fot. PAP
Spopularyzowanie urządzeń OCM, pozwalających na przechowywanie organu poza organizmem do 12 godzin, pozwoliło w wielu krajach zwiększyć pulę dawców o połowę - powiedział PAP dr n. med. Zygmunt Kaliciński, transplantolog, który w Kłajpedzie pobierał serce dla umierającej w Warszawie Oliwki.
REKLAMA

Serce dla dziewczynki przyjechało przed Świętem Trzech Króli do Polski z Kłajpedy na Litwie. Jechało do Warszawy osiem godzin. Było to możliwe dzięki urządzeniu OCM (Organ Care System) pozwalającemu na przechowywanie organu poza organizmem do 12 godzin. O dramatycznej akcji z tym związanej PAP rozmawiała z dr n. med. Zygmuntem Kalicińskim. To kardiochirurg i transplantolog kliniczny z Kliniki Chirurgii Serca, Klatki Piersiowej i Transplantologii WUM, prezes Fundacji dla Transplantacji "Zostaw serce na Ziemi", a także muzyk, kompozytor, autor tekstów i założyciel zespołu HLA4transplant.

PAP: 14-letnia dziewczynka będzie żyć dzięki determinacji i zaangażowaniu wielu osób, także pańskiemu, gdyż to dzięki panu urządzenia typu OMC w liczbie siedmiu sztuk trafiły do Polski. Jej przypadło w udziale ostatnie. Proszę opowiedzieć historię tego dziecka.

Dr n. med. Zygmunt Kaliciński: Mała przyszła na świat z bardzo poważną wadą serca, a konkretnie prawej komory, która skutkowała tzw. niedorozwojem prawego serca. Pomimo kilku operacji korygujących, wymiany zastawek, jej serduszko ulegało dalszej degradacji. Ostatnia operacja, która była kolejną próbą korekcji, technicznie się udała, ale prawa komora była bardzo słaba, nie chciała współpracować, nie podjęła wydolnej pracy.

Lekarze zdecydowali o wspomaganiu pracy serca za pomocą sztucznych komór, ale wiadomo było, że jest to rozwiązanie tymczasowe, że aby uratować życie tego dziecka niezbędny jest przeszczep serca. Zwłaszcza że przedłużone stosowanie wspomagania wiąże się z komplikacjami, które u Oliwki wystąpiły, zmniejszając jej szanse na życie.

Szukaliśmy więc intensywnie organu do transplantacji. Trwało to długo, około sześciu miesięcy, podczas których liczyliśmy każdą minutę. Serce dla Oliwki znalazło się dosłownie w ostatniej chwili, ale było daleko, zespół OCS Kliniki wiedział, że będzie trudno, ale że nie może zawieść.

PAP: Dlaczego poszukiwania serca dla dziewczynki trwały tak długo?

Z.K.: Bo znalezienie serca dla dziecka jest szczególnie trudne, musi być ono odpowiedniej wielkości, a Oliwka jest drobną, niedużą dziewczynką – takich małych serc praktycznie w Polsce do przeszczepu nie ma.

Jej życie było smutne, niekomfortowe, pełne beznadziei - praktycznie nie wychodziła na powietrze, jak już musieliśmy zastosować wspomaganie, w zasadzie cały czas spędzała w szpitalu.

Na szczęście Polska jest członkiem Eurotransplantu, więc mogliśmy szukać organu, który uratuje jej życie, w całej Europie. Czekaliśmy na sygnał w wielkim stresie, bo wydawało się, że życie Oliwki dobiega końca.

PAP: Czy to przypadek, że został dla niej ostatni egzemplarz OCM?

Z.K.: Nie do końca; prawdę mówiąc, specjalnie przytrzymaliśmy to urządzenie dla niej. Proszę sobie wyobrazić, że gwiazdą charytatywnego koncertu w Mrągowie #12GodzinDlaŻycia, podczas którego zbieraliśmy pieniądze na te urządzenia, była SANAH. Ta skromna, ale megauzdolniona i sławna artystka wypełniła nam cały przepiękny amfiteatr w Mrągowie. SANAH i również część ekipy technicznej zrezygnowali ze swojej gaży, przez co uzyskaliśmy dochód, za który mogliśmy kupić ten jeden system perfuzyjny, który podtrzymywał przy życiu i w dobrej kondycji serce dla Oliwki. Wielkie serce SANAH podarowało serce dla Oliwki.

W tej historii jest jeszcze jedna niesamowita rzecz – byliśmy umówieni z Zuzią (czyli SANAH) i jej mężem Stasiem, gitarzystą, że we wtorek po Trzech Królach spotkamy się w szpitalu z Oliwką, żeby pogadać, zrobić wspólne zdjęcie. Wcześniej jakoś się nie składało, bo to okres świąteczny i każdy był zajęty… Dużo myślałem o tej dziewczynce, składałem ręce do nieba, żeby przeżyła kolejny z kilku po sobie długich weekendów. Aż tu nagle dzwoni prof. Mariusz Kuśmierczyk, że jest serce, ale trzeba po nie pojechać do Kłajpedy. Zebraliśmy błyskawicznie skład naszego zespołu OCS Heart TransMedics i zaczął się rajd do Kłajpedy, pojechaliśmy karetką, na kołach.

PAP: Dlaczego nie polecieliście samolotem?

Z.K.: Nie dało się, warunki pogodowe nie pozwalały, nikt by nam nie dał samolotu, a jeszcze wojna. Pędziliśmy na pełnym gazie, ponad siedem godzin w jedną stronę. Dotarliśmy o trzeciej nad ranem, o czwartej było pobranie, uwinęliśmy się w godzinę. Była tam wprawdzie jeszcze jedna ekipa, z Litwy, która pobierała wątrobę, ale dobrze się z nimi współpracowało. Najtrudniej jest wtedy, kiedy są jeszcze pobierane płuca, wówczas ten czas się przedłuża, ale na szczęście udało się, gdyż liczyła się każda minuta.

Najdramatyczniejszy był powrót: serce umieszczone w aparaturze biło żwawo, ale stabilnie, obserwowaliśmy je niespokojnym wzrokiem niczym niemowlę w inkubatorze, w urządzeniu, pudełku, jak o nim mówimy, przetaczana była przez nie krew. Biło, ale nasza ekipa była potwornie zestresowana, baliśmy się popełnienia jakiegoś błędu, przecież siedem przewiezionych w ten sposób serc to nie jest jakieś wielkie doświadczenie.

Wpatrywaliśmy się we wskaźniki wyświetlane na monitorze, gdyż to urządzenie na bieżąco bada różne parametry pracy serca, robi także badania krwi – i co raz zamieraliśmy, gdyż wyświetlane dane nam się nie zgadzały. Byliśmy na "gorącej linii" z naszą "trenerką", doświadczoną specjalistką, z którą konsultowaliśmy nasze poczynania, gdyż choć maszyna podpowiada różne kroki, to ostateczna decyzja zawsze należy do lekarza i to on za nią odpowiada. "Żebyśmy tylko dowieźli to serce na czas" – myślałem.

W pewnym momencie nasza trenerka powiedziała nam: wszystko robicie dobrze, ale teraz przestańcie wpatrywać się w monitor i skoncentrujcie się na tym, żeby jak najszybciej dojechać. Kierowca naszej karetki poprawił się na siedzeniu i dodał gazu. To był prawdziwy wyścig z czasem. Nie robiliśmy już tak często testów, serce w pudełku biło i mówiło nam: jedźcie, jedźcie szybko.

PAP: Zdążyliście.

Z.K.: Dosłownie w ostatniej chwili. Potem okazało się, że w sercu do przeszczepu była mikrowada, którą udało się skorygować już na stole operacyjnym, i z jej właśnie powodu było takie zamieszanie w parametrach wyświetlanych przez urządzenie.

Prof. Kuśmierczyk wszczepił to serce dosłownie w kila minut i… Znów zamarliśmy, kiedy puścił przez nie krew - czy ruszy, czy zacznie bić? Ruszyło, początkowo niemrawo, ale zaraz wręcz skoczyło, już wiedzieliśmy, że jest dobrze.

PAP: Z ilu osób składa się zespół, który jedzie pobrać organ?

Z.K.: Dwóch chirurgów, instrumentariuszka, koordynator i kierowca. Chirurdzy i instrumentariuszka zajmują się pobraniem organu, koordynator, człowiek z wykształceniem medyczno-technicznym, opiekuje się przygotowaniem urządzenia do pracy, wypełnia je płynami i krwią, uruchamia i ustawia automatykę, a w czasie transportu obsługuje aparaturę. O roli kierowcy nie trzeba mówić, jego profesjonalizm, tak samo jak i nas wszystkich, decydował o powodzeniu akcji.

Pobranie serca zostało dokonane przez Karolinę Żwikowską, rezydentkę, która jest w trakcie zdawania egzaminów specjalizacyjnych oraz oczywiście przeze mnie.

PAP: Wie pan, jak się dzisiaj czuje Oliwka?

Z.K.: Spotykamy się codziennie podczas obchodów lekarskich i z satysfakcją mogę powiedzieć, że stan dziewczynki jest coraz lepszy. Z oddziału intensywnej opieki medycznej trafiła na normalny i każdego dnia uczy się na nowo cieszyć wszystkim.

Bardzo mnie rozbawiła i rozczuliła jednocześnie, kiedy po przeniesieniu z OIOM, gdzie jest mnóstwo monitorów, urządzeń, które wydają z siebie różne dźwięki, jest mnóstwo światłą, z rozbrajającą szczerością wyznała, że będzie teraz spała przez dwa dni, bo musi odespać tę intensywną terapię. Generalnie – jest w dobrej kondycji.

PAP: Sprzęt, który posłużył do przetransportowania serca dla Oliwii, był ostatnim takim egzemplarzem w Polsce. To oznacza, że inni chorzy, a w grudniu ub. roku na przeszczep serca oczekiwało w naszym kraju 415 osób, nie będą mieli szansy na otrzymanie organu, jeśli jego transport będzie przekraczał cztery godziny i będzie mógł się odbywać tradycyjną, zimną metodą, nazwaną przez pana "epoką lodowcową".

Z.K.: Faktycznie, wprowadzenie transportu organów metodą "ciepłą", kiedy to serce bije, jest perfundowane krwią dawcy, kiedy to możemy je na bieżąco monitorować, leczyć, co trzykrotnie wydłuża czas jego przydatności do 12 godzin od pobrania do wszczepienia, jest przełomem – medycznym i cywilizacyjnym, który znacznie zwiększa szanse pacjentów oczekujących na przeszczep.

Natomiast mam informacje z ministerstwa, że decyzja o zakupie OCM już zapadła, zapewne wkrótce dowiemy się, na jaką skalę będą te zakupy, więc proszę trzymać za nas i za pacjentów kciuki. Liczę także na naszych darczyńców – firmy, które składały się hojnie na zakup sprzętu ratującego życie takim osobom, jak Oliwka, a także zwyczajnym ludziom, którzy zdecydowali się wydać na to swoje ciężko zarobione pieniądze.

Dzięki spopularyzowaniu tego sprzętu można go będzie także wykorzystać nie tylko do tak dramatycznych akcji jak wyprawa po serce dla Oliwki do Kłajpedy, ale także do przewozu organów pobranych od ofiar wypadków drogowych, co pozwoliło w wielu krajach zwiększyć pulę dawców o połowę. Wypadki są wszędzie, a teraz wiele organów po prostu się marnuje, gdyż zanim ofiara z zatrzymaniem krążenia dotrze do szpitala, jest już na cokolwiek za późno.

PAP: Wasza fundacja będzie dalej kontynuować swoją misję?

Z.K.: Oczywiście, nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej. Zaczęliśmy od akcji "Zostaw swoje serce na Ziemi", która miała na celu propagowanie idei transplantacji wśród młodych ludzi. Sam jestem muzykiem, mamy zespół HLA4transplant, ta nazwa oznacza unikalny kod transplantacyjny – Human Leucocyte Antigen odpowiedzialny za układ zgodności tkankowej. Gramy dla serca, czasem sami, czasem jako suport dla gwiazd, co jest fajne, gdyż daje dużą publiczność i okazję, żeby rozmawiać z młodzieżą, opowiedzieć jej, jak ważne jest to, żeby za życia powiedzieć rodzinie, iż chcemy, żeby nasze serce, nasze organy, żyły w innym ciele dalej.

Doczekaliśmy się nawet własnego festiwalu. Nazywa się "12 Godzin - Serce Mazur" i powstał dzięki przychylności burmistrzów Mrągowa. To nam bardzo ułatwiło zbiórkę, a zespół HLA4transplant stanowi zbrojne ramię naszej fundacji.

Rozmawiała: Mira Suchodolska (PAP)

mir/ aba/

PRZECZYTAJ JESZCZE
Materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazami danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez [nazwa administratora portalu] na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.
pogoda Mikołów
11.5°C
wschód słońca: 07:21
zachód słońca: 16:33
reklama

Kalendarz Wydarzeń / Koncertów / Imprez w Mikołowie

kiedy
2025-02-02 15:30
miejsce
ARTeria, Ornontowice, ul....
wstęp biletowany
kiedy
2025-02-02 18:00
miejsce
ARTeria, Ornontowice, ul....
wstęp biletowany
kiedy
2025-02-06 19:00
miejsce
Herbaciarnia Herbateka, Mikołów,...
wstęp biletowany
kiedy
2025-02-15 16:00
miejsce
Miejski Dom Kultury, Łaziska...
wstęp biletowany